Poprzednią część tej mini serii https://www.gabrielaantczak.pl/news/2022/01/jak-daleko-marketingowi-do-kuchni/ zakończyłam na miłości do mieszania w marketingowym kotle. A tę chciałabym tej miłości poświęcić przede wszystkim.
Stawiam dość banalną tezę – można kochać kuchnię (i marketing również) i być w tej dziedzinie wirtuozem; a można również… po prostu nauczyć się zasad i być skutecznym „rzemieślnikiem”. W jakiejkolwiek bowiem dziedzinie – osiąganie wyjątkowych wyników wymaga pasji, zaangażowania i talentu. Nie oznacza to oczywiście, że przeciętna gospodyni domowa nie osiąga efektów – codziennie bowiem mozolnie karmi rodzinę na zadowalającym (tak przynajmniej przyjmijmy na potrzeby niniejszych rozważań) poziomie. Nie ma jednak zakusów na eksperymenty, nie ma odwagi na poszukiwanie i nie odkrywa/nie zaskakuje i nie tworzy przez to nowych „planet” w kuchennej dziedzinie. W marketingu jest dokładnie tak samo – sztaby ludzi pracujące nad markami w większości podchodzą do zawodu „rzemieślniczo” i nie oznacza to, że nie dowiozą dobrych, zadowalających wyników. Jeśli jednak oczekujesz czegoś odkrywczego i spektakularnego – możesz niejednokrotnie wpaść w pułapkę. Szczególnie, jeśli upierasz się przy błędnym założeniu – że genialnym kucharzem może być wyłącznie ktoś, kto skończył szkołę gastronomiczną, a marketingiem Twojej branży może zajmować się tylko ktoś, kto wprost z tej branży się wywodzi.
Tą robotę trzeba kochać – aż tyle i tylko tyle! Trzeba być głodnym świata i ludzi, otwarty i pazernym – odkryć, eksperymentów, nowości. Trzeba być ciekawym tego co dookoła – z rozkoszą odkrywać nowe marketingowe smaki, podziwiać i doświadczać. A przede wszystkim – nie bać się! Marketing, tak jak dobra kuchnia – wymaga miłości, pasji i odwagi – do eksperymentowania, odkrywania, do odrobiny szaleństwa! Ten sam przepis nigdy nie wychodzi identycznie – w obydwu tych dziedzinach. W obydwu również po obu stronach są ludzie i ocena efektów jest stricte subiektywna.
Jak zatem chcesz „gotować” – odkrywczo, z pasją, miłością i odwagą? Jak Twoją marketingową kuchnię oceni klient? Pamiętaj, że jedzenie to nie tylko smak. Dokładnie tak, jak w marketingu sensorycznym (najskuteczniejszej strategii marketingowej) – to miks zmysłów – od smaku, poprzez węch, słuch i dotyk. To sposób podania tego, co do konsumpcji przeznaczone. Nie możesz pomijać elementów emocji – piękna muzyka w tle i zapalone świece tworzą zupełnie inne otoczenie i nastrój, niż rap w barze szybkiej obsługi. Jedne i drugie okoliczności są potrzebne, jedne i drugie choć skrajne, to nadal skuteczne – pod warunkiem, że uzasadnione i uwzględnione świadomie. Stare powiedzenie mówi przecież, że „je się oczami”. Czy Twoja marka o tym pamięta? Jak sobie przyrządzasz miks marketingu pięciu zmysłów? Jakie emocje serwujesz? Czy klient kocha, to co podajesz na marketingowym stole?
Zapraszam do dyskusji! Ciekawa jestem Twoich doświadczeń!
P.S. Wiele z opisywanych przeze mnie działań (i znacznie więcej) można objąć dofinansowaniami przeznaczonymi na rozwój. Chcesz sprawdzić, z jakich kwot dofinansowania może skorzystać Twoja firma? Prześlij numer NIP w wiadomości, a dokonamy weryfikacji i przedstawimy Ci możliwości.
Pozdrawiam!