Czyli ludzie w marketingu z perspektywy 25 lat!
Zawiodłam? Obiecujący/zaskakujący nagłówek, a dalej ma być „zwyczajnie”?! Zostań!
Pogadajmy, bo to z kim pracujemy ma bezpośredni i największy wpływ na to jak nam wychodzi (lub nie), jakie efekty osiągamy i no i przede wszystkim, czy się nam ta robota podoba – a to przecież też nie bez znaczenia, prawda? Swoją drogą ciekawa jestem jak wiele osób napisze oburzone wiadomości lub komentarze, bo nie przeczyta nic więcej, poza samym nagłówkiem?...
Ludzie w marketingu to temat rzeka! Niezmiennie od 25 lat spotykam zamiennie odpalonych w kosmos pasjonatów – kreatorów z ADHD i frustratów, którzy kiedyś pracowali w mediach i mieli swoje rubryki/programy; albo są z wykształcenie i przygotowania inżynierami czy lekarzami, a to życie przekorne rzuciło ich do jakiegoś tam marketingu! No i są wreszcie najliczniej reprezentowani – zagubieni w akcji! Bo jak nie wiadomo co zrobić ze „znajomymi królika”, to się ich daje do marketingu! No bo gdzie? Ładnie jest, kolorowo i kreatywnie, krzywdy nie zrobią… Na pewno?...
No to po kolei
Marketing jest kręgosłupem naszych firm. A przynajmniej powinien być… Scala wszystkie działania i pokazuje nas światu – na wszystkich możliwych scenach i płaszczyznach, których „trochę” jest. To, kto za to prezentowanie i „oprowadzanie” firmy po rynku odpowiada ma kluczowe znaczenie. Przypadki, sympatie, ignorowanie priorytetów – zdecydowanie nie sprzyjają efektywności. Podobnie jak spychanie marketingu do asystowania sprzedaży, robienia prezentacji i ewentualnie kręcenia materiałów video. Chociaż to też niechętnie, bo zazwyczaj „robią zamieszanie, zabierają tlen i drażnią”. A jeszcze chcą, żeby im miejsce zrobić, może jakiś magazynek na fanty wygospodarować?! Przesada!
Marketing powinien umieć analizować i wyciągać wnioski. Powinien mieć umiejętności empatycznego patrzenia na innych, a także strategiczne umocowanie. Powinien uczestniczyć na 100% w życiu firmy. Powinien…Dużo powinien…
Efektywność marketingu nie zależy od przypadku. To, co prezentujemy rynkowi nigdy przypadkiem nie jest. Nawet jeśli proponowany produkt czy usługa to efekt genialnego przebłysku, to nadal nie jest to przypadek. Bo to czy ten genialny pierwiastek skutecznie sprzedamy, zależy od ciężkiej pracy, wiedzy i jednak trochę chociaż szczęścia. Ale to nie ślepy los i dopust boży.
No to jak to jest z tą efektywnością marketingu i z ludźmi, którzy odpowiadają za to jak dzisiaj wyglądasz, z kim rozmawiasz, jak rozmawiasz, jaki masz humor, jakie dowcipy opowiadasz i czy w ogóle wolno ci się uśmiechać. Ups! No tak – za to wszystko w firmie odpowiada marketing. Groźne? No chyba! To teraz ćwiczenie. Idź przed siebie i wybierz pierwszą przypadkową osobę, która od dzisiaj przez tydzień będzie decydować o wszystkim, co wymienione powyżej za Ciebie. Zaryzykujesz? W firmach takie ryzyko to chleb powszedni…
A musi być efektywnie! Bez dobrego zespołu nie będzie. Dlatego tak cenię sobie miks – nie tylko ten składający strategię marketingową, ale na równi ten ludzki. Różne umiejętności, temperamenty i talenty; różne pokolenia. To oczywiście wersja idealistyczna, ale do niej dążę. Szukam zawsze w zespołach LUDZI, którzy mogliby wspierać marketing, pomimo, że nie są do niego wprost aktualnie jakkolwiek przypisani. Podczas StartegONów mnóstwo znajduje się pereł! Prawdziwych, szczerych, zaangażowanych i rozumiejących. Nie wychylają się najczęściej. Praca z nimi to nieustanne odkrywanie, ale jak już się rozkręcą! O la la la! Prawdziwa skuteczność i korzyści dla firmy spływają „bez ostrzeżenia”. Tak BTW – przeczytaj chociażby dwie ostatnie rekomendacje na moim profilu IN – od wspaniałych osób które uczestniczyły w StrategONie – zrozumiesz jak faktycznie kocham podchodzić do … ludzi.
Do pracy w marketingu potrzeb logicznego myślenia i zdrowego rozsądku. Potrzeba też twardych argumentów (chociaż twardego tyłka często też). Jeśli wrzucamy do tych zespołów wyłącznie kreatorów bez doświadczenia, specjalistów od SM, ewentualnie od grafiki – to nie ma mowy o tym, by budować przewagi strategiczne! Dział sprzedaży czy zarząd nie wpuści ich nawet do salki na naradę. No dobra! Wpuści, żeby przynieśli kawę i prezentację ładną przygotowali i uruchomili, bo się dyrektorowi handlowemu nie chce walczyć z projektorem. Masz rację! Są wyjątki! Jeśli marketingiem z nudów i braku innego pomysłu zajmuje się ktoś z rodziny, to tak! Będzie uczestniczyć w spotkaniach strategicznych, a na pewno też pewnie się odezwie. Przez grzeczność i szacunek do Twojego czasu pominę ciąg dalszy – bo w takich spotkaniach uczestniczę często i regularnie od 25 lat… Można by pisać i pisać i pisać … i pisać…
Dlaczego więc w ogóle zaczęłam od zaczepienia Młodych? Bo niesłabnące budowanie narracji (i zasięgów) na różnicach między pokoleniami, doprowadza mnie do szału! Jacy to fantastyczni jesteśmy my – urodzeni w latach 70-tych. A jak to „Zetki” nic nie robią i robić nie chcą… Itp. itd. – ordery trzeba zacząć rozdawać.
A co? Każde pokolenie wstecz nie było różnic? Nasi dziadkowie mieli takie samo podejście do życia i biznesu jak my? Nikt wcześniej nie gadał, że „młodzi to ten świat wykończą”…
Uwielbiam pracować z bardzo młodymi marketerami! Ostatnio mam kilka takich projektów, w którym Generacja Z i młodsi zaskakują mnie i oczarowują. Swoimi kompetencjami. Szerokością i dogłębnością analizowania. Empatycznym podejściem i zaangażowaniem. I uwaga! Potrafią słuchać! Ale nie są to ludzie z przypadku i na siłę wrzuceni tam, gdzie być nie powinni! Nie są to tylko naiwni kreatorzy. To mądrzy, przygotowani i świadomi fachowcy! Wiecie jakie koncepcje wychodzą nam wspólnie, w efekcie zderzenia doświadczeń i różnic postrzegania tych samych spraw? Zajebiste koncepcje! Wybaczcie, nie znajdują innego, lepszego słowa. Dyskutujemy merytorycznie, uzupełniamy się. Ale też dzielimy zadania tak, aby każdy miał przypisane je do siebie optymalnie. Wiek i doświadczenie decyduje też o tym kto z nas z kim wśród Partnerów/Klientów i Wykonawców rozmawia. Efekty są spektakularne! Ale wymagają wyjścia z tej cholernej bańki „różnic pokoleniowych”. No bo co jeśli nasz konsument jest reprezentantem np. tej młodej grupy?
Miałam ostatnio taki właśnie projekt. Katastrofa, naprawdę! Zamknięci w swoim świecie i wyobrażeniach panowie dyrektorzy handlowi, jadący na rutynie i z utęsknieniem wyglądający emerytury, a w międzyczasie skupieni wyłącznie na premii, którą będą mogli przeznaczyć na kolejną podróż do odhaczenia na liście. Młodzi konsumenci? A po co ich poznawać! Przecież mając 100 lat doświadczenia i będąc reprezentantem najmądrzejszego pokolenia w historii, nie trzeba się w ogóle pochylać nad jakimiś dzieciakami… Oni mają tylko kupić, to co się im podsunie… Domyślacie się jaki jest finał tej konkretnej historii? Dopiszcie go sami. Powiem tylko, że nie mógł to być happy end…
Kocham przygotowywać strategię z tymi, którzy rozumieją po co i dla kogo ją robią. Nie ma takiej opcji, żeby twierdzić, że się wie jak robić marketing, bo się siedzi w swoim świecie, ewentualnie szybko przesuwa się palcem po telefonie. Odkrywanie to jeden z kluczowych warunków marketingu! Odkrywanie możliwości i talentów! Łamanie schematów, otwartość na rozmowę! Jak chcesz się dogadać z klientami, skoro w ogóle nie chcesz się z nimi komunikować?
Dowodów zmiany jakości działania marketingowego związanych z nieoczywistymi decyzjami międzypokoleniowymi mam wiele. Jednym z nich jest dość odważne posunięcie, polegające na rezygnacji z jakichkolwiek profesjonalnych agencji w realizacji komunikacji na TikToku dla marki przekąskowej. Oddałam całą robotę zespołowi 18-laktów. Jedna część zajmowała się analizą trendów i wybierała te pasujące do marki. Inna drużyna, nagrywała content. Zadziała się magia efektywności! Organiczne wyniki poszybowały natychmiast, bo w komunikacji pojawiła się szczerość!
I na tym elemencie chciałabym się przez chwilę skupić. Szczerość to klucz zmieniający wszystko! Hipokryzja marek i stojących za nimi zespołów coraz częściej jest zauważana i obnażana przez świadomych odbiorców/konsumentów. Szczególnie właśnie przez młodych. Czują ten fałsz ukryty pod płaszczykiem otwartości na dialog. Prawdziwa marka jest kochana, nie tylko kupowana! A miłość buduje się na zaangażowaniu i szczerości. Tylko tak można stworzyć zaufanie.
Jeśli angażuje się do zespołów marketingowych ludzi z przypadku, bez kompetencji i przede wszystkim bez umiejętności słuchania.
Jeśli sam marketing ustawia się od d… strony, zamiast z głową.
To faktycznie! No nie ma opcji… nie zadziała! Bo przecież tak najczęściej słyszymy – że nie działa, c’nie?
Proponuję wyjście z zaklętych kręgów. Obudzenie śpiących królewien i królewiczów! Umycie uszu i posłuchanie co tam mamroczą pod nosem – jacyś upierdliwi konsumenci na przykład. No i zaproszenie do współpracy tych, którzy dany rynek rozumieją najlepiej – bynajmniej nie dlatego, że widzą na nim wyłącznie szansę na doczekanie emerytury…