W tytule kilka parafraz, bo czas jako zasób strategiczny zasługuje w moim przekonaniu na absolutnie wyjątkowe miejsce w całej strategicznie układance. A zabierając się za pisanie tego materiału, co chwilę miałam nowe przemyślenia i kolejne perspektywy spojrzenia strategicznego na czas…
Obok ludzi i pieniędzy, to czas bowiem najczęściej decyduje o sukcesie lub porażce każdego przedsięwzięcia.
Zacznijmy zatem od płaszczyzny najprostszej - znalezienie się we właściwym biznesowo miejscu i czasie – zamknięte w powiedzenia i przysłowia, jest tradycyjnym ujęciem z jednej strony wiedzy i świadomego działania, a z drugiej szczęścia, czy przeznaczenia. Zostawmy zabobony i wiarę, zostańmy przy wiedzy i informacji – najdroższym elemencie w prowadzeniu biznesu. Wiedzieć gdzie i kiedy się znaleźć (i odnaleźć) nie tylko dosłownie przecież i osobiście, ale po prostu ze swoją ofertą – to kluczowy element sukcesu. Można przestrzelić o lata za szybko, lub za późno – wszyscy to znamy. Ja na ten przykład, wielokrotnie słyszałam, że „wyprzedzam czasy” i chcę to czy tamto rozwiązanie wprowadzić za szybko. I nie! Nie jest to laurka własna – równie nieraz „uwalono” mi projekty właśnie ze względu za „wizjonerstwo”… Niektóre wdrożyłam z powodzeniem z kim innym; niektóre skutecznie wdrożył jeszcze ktoś spoza kręgu zaufania… Ale zdaniem zainteresowanych nie były proponowane we właściwym czasie i to wystarczy co oczywiste, żeby je rozłożyć…
Wspomniana właściwość idealnie komponuje się z… Peselami. Upływający czas (coraz częściej niestety z przerażeniem to zauważam) zdaniem wielu menadżerów usprawiedliwia brak bycia „na czasie” i zwalnianie tempa. Na emeryturze? Jasne! Ale jeśli chce się robić dobrą robotę i rozwijać firmę/markę, nie można udawać, że czas płynie w tempie, jakie sobie zakładają właściciele czy dyrektorzy! Uwaga! Czas płynie niezmiennie błyskawicznie (gdyby ktoś miał jednak wątpliwości) i co więcej! Czas jest jedynym zasobem, którego nie da się uzupełnić zewnętrznie, czy odzyskać! Skąd ta delikatna złośliwość? Uwierzcie – prowadząc tak wiele projektów strategicznych, mam „przeprawy wszelkiej maści” z Ludźmi walorów ogromnych, ale poczucia czasu często … powiedzmy, że niewłaściwego… Do tego wątku jeszcze wrócimy.
Jakie są tego kolejne konsekwencje? Oprócz tych, że świat stale przyspiesza i rynek ucieka coraz szybciej? Ano takie, że słyszymy niekiedy/często „spokojnie… spokojnie – nie takie rzeczy się robiło…” Po czym konkurencja robi to, co zaproponowaliśmy (bo „cudem” się dowiedziała zapewne…), tyle, że szybciej! Albo np.… Klient/Partner traci dofinansowanie – gotowe, cieplutkie, gotowe do pracy pieniądze, bo „miał czas i spokój”, żeby nie zdążyć podpisać jednego (!) dokumentu! Brzmi jak kuriozum? Zapewniam, że jest w 100% prawdą i żeby nie było! Nie jednorazowym przypadkiem… Wiecie ile dziesiątków (a czasem i setek tysięcy) kosztuje stwierdzenie „na spokojnie”? Nie sprawdzajcie proszę!
No i w tym momencie samo narzuca się stwierdzenie, że „czas to pieniądz” – w tak rozumianym znaczeniu, nie jest to żadna przenośnia. Rola mojego Zespołu bardzo często w jednym, charakterystycznym i jak się okazuje kluczowym momencie współpracy, sprowadza się do terrorystycznej pacyfikacji wszystkich „na spokojnie, zdążymy”… Bo w życiu byśmy nie zdążali. A co do dofinansowań. Gdyby mi ktoś wciskał pieniądze do kieszeni…Kurczę, nie czekałabym – no właśnie… na co?... Czas to pieniądz w wielu interpretacjach, zostańmy dla dobra długości artykułu przy znaczeniu dosłownym.
Czas ma również umiejętność elastycznej transformacji – zauważyliście?
Gdy pojawia się „zajawka” i potrzeba, wszystko musi być gotowe „na już”, po to by następnie przeleżeć dwa tygodnie w ciepełku bez jakiegokolwiek zainteresowania, a co dopiero informacji zwrotnej. Ale najpierw najlepiej jest wszystkich potencjalnie możliwych zainteresowanych postawić na głowie. To są dwa równoległe wymiary czasu. Strategiczne oczywiście. Zawsze… Tyle, że „strategiczność” ustępuje bieżączce, a czekanie zapewne ma „zmiękczać”.
Podobnie jest z czasoprzestrzenią przeznaczoną dla Grafików i Kreatorów wszelakich. Oni mają osobną strefę w biznesowym piekiełku i swoje ukochane „przecież to tylko pięć minut roboty”… To jest inne pięć minut, niż to przeznaczone na analizę oferty, wyceny, czy na podjęcie decyzji strategicznej. Zapewniam! To jest inny wymiar i nie ma się co czepiać tematu!...
No dobrze, ale ty Peseli to jeszcze nie odpuszczę. Było już o wysokich, a co z tymi świeżutkimi? W strategicznym marketingu błyszczą bardzo – wypolerowane i energiczne. I to jest piękne! Ale ma co najmniej jeden szkopuł. Strategia rynkowa to bowiem o niebo więcej, niż komunikacja w SM. Na szczęście niskie Pesele rozumieją lepiej rynek i zmieniające się trendy i dzięki temu doskonale da się z nimi pracować strategicznie, systematycznie poszerzając patrzenie i wspierając merytorycznie. Ale oni przynajmniej nigdy nie powiedzą „firma to ja, a ja jakiegoś tam Instagrama czy co tam chcecie, nie mam, więc…” albo „influencerzy to darmozjady, na mnie zarabiać nie będą”; „trendy mnie interesują! Sprzedajcie to, co aktualnie produkujemy”….– oczywiście przykładowe cytaty są dosłowne i pochodzą ze strategicznych narad (żeby nie było). Strategiczny zdrowy rozsądek jest bezcenny. Moim zdaniem skuteczność strategiczna nie lubi się z butą i zasiedzeniem. Jeśli ma wybierać, to woli młodą odwagę, którą potrafi delikatnie acz skutecznie pacyfikować. Przyklejone krzesła i autorytarne wyobrażenia wymagają co jakiś czas kąpieli w zimnej wodzie… (czasami ja lub ktoś mi podobny wparowuje z takim wiadrem, a czasem niestety zdecydowanie bardziej boleśnie robią to klienci/konsumenci marki…) Ale Drodzy Państwo! Rynek pędzi tak, że brak jakiejkolwiek (!) wiedzy na temat trendów czy narzędzi powinien być na pewnych stanowiskach po prostu karany…I tyle.
I wreszcie te winner! Czas obowiązywania strategii! To już jest w ogóle hit! „Strategię mamy! Sprzed siedmiu lat jakoś tak…” Te sformułowania, są u mnie na liście „top 10” między innymi obok tych w stylu „Robiliśmy strategię ale nie działa. Dlaczego? Nie wiemy, nie wdrażaliśmy jej”…
Mamy zatem na tapecie strategie z zupełnie innych czasów i realiów. Nie optymalizowane, nie odświeżane. Czas jest nieubłagany nie tylko dla każdego z nas, dla naszych strategii również. To jest właśnie ta jego przerażająca konsekwencja i sprawiedliwość. Możemy twierdzić, że „tylko dzieci się nam starzeją”, ale maszyny, technologie, strategie i marki również. Tak! To jest takie proste! Strategię trzeba co jakiś czas wysłać na lifting i odświeżyć. A czasami zrobić od nowa, co by nie pożarł jej bezlitosny ząb czasu, bo nie trzeba doktoratu z ekonomii by wiedzieć, co się stanie z firmą/marką gdy ją klienci zakopią w mauzoleum…
Dziękuję Wam za ten spędzony wspólnie czas! Zapraszam za chwil kilka na kolejne przemyślenia strategicznego 25-lecia.
Gabriela