Pracujemy dla bardzo wielu Firm, branż, kategorii. Spotykamy mnóstwo Osób, pasji i sposobów patrzenia. Różnice w widzeniu tego samego zagadnienia dowodzą, jak bardzo trzeba uważać z konstrukcją komunikatów wszelakich - to, co jasne i zrozumiałe dla jednych, jest kompletnie od czapy dla innych. Niby takie oczywiste, a jednak bardzo często pomijane, zapominane, niedoceniane. Można się "przejechać".
Do tego różnice pokoleń, wiedzy, doświadczenia, wyobrażenia o świecie - można by tak długo (bo o innych kwestiach z grzeczności nie wspominam). Kłopot pojawia się np. gdy zarząd ustala jedno, ale również jedno, tyle że z dzieci właścicieli ma inną wizję, a w zasadzie brak wizji... bo jej nie rozumie. Właściciel zdania nie ujawnia, zarząd obawia się kolejnego ruchu. Pat.
W efekcie zamiast dyskusji merytorycznej można wylądować w polemice pt. "słoń za bardzo przypomina goryla" i przez kolejne dni zachodzić w głowę, czy to żart, czy fatamorgana? Odpowiadać, przytaczając kolejne strategiczne argumenty, które wracają bez refleksji... Zamiast wdrażać, rozwijać, maksymalizować - tłumaczyć, tłumaczyć, tłumaczyć i coraz wyraźniej zauważać, że o strategii dawno już przestaliśmy rozmawiać...
Ta konkretna historia zakończyła się dobrze, ale uczy wiele. Paradoksalnie to co najprostsze, znowu jest kluczowe! Decyzyjność w Firmie nie może być kwestią dyskusyjną i "w opcji". Za zatwierdzenie i w efekcie wdrożenie strategii musi odpowiadać Zespół konkretnie umocowany i rozliczany za podejmowane decyzje i idące za nimi wyniki. Strategia to nie trampolina do zabawy dla ... sami dokończcie.