Wielokrotnie otrzymuję pytania o budowanie marki w sieci. Jest to kierunek ważny, konieczny w dzisiejszych czasach, ale jednocześnie może stanowić wielką pułapkę!
Bardzo często bowiem pozycjonuje produkt czy usługę, która ma zastosowanie w życiu rzeczywistym, wyłącznie jako „coś”, co promuje się i buduje online.
Jeśli oferujesz Klientowi realny produkt lub usługę, to musisz zadbać równolegle o online i offline, w przeciwnym wypadku będziesz z całą pewnością przepalać środki z budżetu!
Warto o tym pamiętać i nie kierunkować się wyłącznie na działania w zakresie Internetu, a w zasadzie (będąc precyzyjną), w wielu przypadkach wyłącznie w zakresie mediów społecznościowych.
Ale, skoro o nich tym razem mowa… Budowanie wizerunku marki w oparciu o współpracę z Influencerami, to nie to samo, co budowanie tejże na współdzieleniu wizerunku z Ambasadorką/Ambasadorem.
Można śmiało stwierdzić, że działania influencerskie to jedna z najbardziej powszechnych, ale i najłatwiejszych, dostępnych obecnie opcji. Nie jest jednak pewne, czy to jednocześnie opcja należącą również do najbardziej efektywnych. Zagrożeń jest wiele, a najprostsze z nich, to brak lojalności i wynikający wprost z tegoż, brak wiarygodności. Nie można bowiem przecież oczekiwać od osoby współpracującej, by ograniczała swoje świadczenia do jednej marki, czy produktu z danej kategorii. Efekt jest taki, że jednego dnia możemy się spotkać z recenzją własnego produktu, a kolejnego (upraszczając oczywiście ten schemat celowo) z takim samym działaniem świadczonym dla konkurencji.
Ambasador dla odmiany gwarantuje wyłączność, podpisuje się całościowo swoim wizerunkiem pod identyfikacją marki i podejmowanymi przez nią działaniami. W sytuacjach optymalnych, rozliczenie wynagrodzenia Ambasadora uzależnione jest (między innymi) od wyników osiąganych przez produkty objęte współpracą, co motywuje najlepiej do podejmowania kolejnych aktywności i maksymalizowania ich efektywności. Jakie są zagrożenia wynikające ze strategii marketingowej opartej o autorytet Ambasadora? Najważniejsze jest jedno ryzyko – możliwość wywołania kryzysu, w przypadku, gdy Ambasadorowi „przytrafi” się jakaś „przygoda”, która, nadszarpując wizerunek własny, wprost przeniesie negatywne konotacje na brand. Na szczęście, takie sytuacje nie zdarzają się często, ale trzeba pamiętać, że bywają spektakularne w efektach.
Drugie zagrożenie wynikające z oddania marki pod wizerunkową opiekę Ambasadora, to brak logicznego powiązania pomiędzy tymi najważniejszymi elementami strategicznej układanki – czyli brak sensownego związku merytorycznego pomiędzy Ambasadorem, a produktem/marką, z którym go wiążemy. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy dosłownie łapałam się za głowę, widząc materiały reklamowe opatrzone podpisem „polecam”, których ciąg logiczny był tak pokrętny, że po prostu niemożliwy do sensownego odtworzenia przez odbiorcę. Co autor miał na myśli? W moim przekonaniu, najczęściej po prostu kierował się potrzebą ogrzania marki w jakimkolwiek świetle, nawet jeśli światło to działało odwrotnie i … paradoksalnie rzucało cień. Ambasador, aby zapewniać oczekiwane rezultaty, musi być autorytetem w dziedzinie, którą reprezentuje marka, lub mieć autorytet w oczach jej odbiorców – będąc podobnie - wprost identyfikowalnym jej odbiorcą.
Warto zawsze pamiętać o jednym! Strategia marketingowa musi uwzględniać wszystkie aspekty związane z oferowanym produktem lub usługą. Nie mogą się w niej znajdować rozwiązania przypadkowe, chaotyczne, czy oparte wyłącznie np. na modzie i trendzie, lub znajomościach z kimś „sławnym”. Związanie marki z jakąkolwiek twarzą niesie ze sobą mnóstwo konsekwencji i dając często znaczące korzyści, może też niejednokrotnie wymiernie zaszkodzić.
Współprace z influencerami natomiast są potrzebne, potrafią przynosić wiele dobrego, ale należy je również wybierać bardzo uważnie i odpowiedzialnie, tudzież nie demonizować ich znaczenia, weryfikując rzetelnie indywidualną efektywność. Zgodnie ze starym, zawsze aktualnym powiedzeniem „nie wszystko złoto, co się świeci”…